6 września 2016

Rozdzia 52 część lV

     Zrobiłam łukowate plecy, kiedy jeden z silnych mężczyzn, przyłożył ostrze noża, gdzie moja szyja łączyła się z głową. Ostry nóż co najmniej groził mi odcięciem głowy.

     Starałam się wstrzymać oddech, ale potrzebowałam powietrza. Krew, która pompowała w moich żyłach była zimna, zamrażając moje ciało. Mój oddech stał się szybki i szorstki, a twarz wciąż obolała. Jeden z mężczyzn, który pilnował drzwi wyszedł tymi samymi drzwiami, którymi weszłam. Był to ten, który mnie tutaj zaciągnął. 

    – Znalazłaś się tu, bo chcemy się dowiedzieć kilku rzeczy, - powiedział chudy mężczyzna, krzyżując swoje nogi, swobodnie siadając, - racja? Więc myślę, że trzymanie tych pięknych, zamkniętych ust nie wyjdzie ci na dobre. Po tym jak wypowiedział te słowa, złapał moje nadgarstki, trzymając je na plecach. Patrzyłam w ziemię małymi oczami, czując przeszywające spojrzenie chudego chłopaka. Wypuścił kolejne nieprzyjemne westchnienie, oddając mnie innemu mężczyźnie.

     Po niecałych pięciu sekundach, większy mężczyzna chwycił mnie mocniej, kierując nóż w mój bok, po czym zacisnął dłonie na moich nadgarstkach, które po chwili zrobiły się białe. Zaczęłam dyszeć napinając swój brzuch, z mocno zaciśniętymi oczami. Liam wybełkotał nie, otrzymując tym samym kolejny cios w szczękę przez dziewczynę. Wypluł krew z ust. Dwie dziewczyny, które patrzyły na to wszystko przez chwilę, gdzieś zniknęły, nie mogłam się skupić; mój zasięg wzroku zaczął się rozmywać.

     Potężny mężczyzna rzucił mnie na podłogę, dzięki czemu umiałam przycisnąć ręką do mojej rany. Krew sączyła się przez mój sweter... Nie mogłam tego zobaczyć, ale coś mokrego skontaktowało się z moją dłonią; coś czerwonego.

     Zaczęłam płakać, miałam dosyć tej męczarni, jednocześnie poczułam się słaba przez rany zadane w moje biodro, kiedy ktoś po prostu dźgnął mnie trzy razy.

     Upadłam na bok, kiedy ból po mnie przeszedł. Odwróciłam się do Liama. Ku zdziwieniu, nie uronił żadnej łzy, prawdopodobnie dlatego, żeby żaden z przestępców tego nie zauważył. Ale jego twarz była zaciśnięta z bólem, oczy miał zamknięte. Krew kapała po jego obojczyku i jego gołym torsie, głowa lekko się kiwała. Twarz Liama złagodniała, a oddech zwolnił.

     – Liam, - wyrwałam przez zaciśnięte zęby, ale nie wykonał żadnego ruchu czy sygnału, że słyszał.  Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie, - No, obudź się.

    – No już, no już, - chudy mężczyzna zanuci, - Co ci mówiliśmy?

     Jęknęłam z bólu, trzymając się za biodro, czołgając się w stronę Liama, nie wiedząc co zrobić, - Myślałam, że będziemy rozmawiać, a nie ciągle pchnięci nożem.

    – Wszystko co musiałaś zrobić, to go unikać - powiedział, powoli do mnie podchodząc, - To wszystko co musiałaś zrobić, wtedy nie byłabyś w tej sytuacji; nie musiałabyś oglądać jak ktoś umiera.

    – Liam nie umrze, - warknęłam, unosząc się na łokciach, - On... jest o wiele bardziej wytrzymały, niż myślisz.

     Musiałam rozmawiać, powstrzymać go rozmową. Walczyłam ze słowami.

    – Oh, my wiemy. Przetrwał tortury całą noc tutaj. Jeśli się nie wykrwawi, umieścimy mu kulkę w głowie własnymi rękami. Nie martw się, - uśmiechnął się szyderczo. Pozwolili mi usiąść bez wahania obok chłopaka, zaskoczyli mnie. Oparłam rękę na jego szerokim ramieniu, lekko potrząsając. Moja skóra piekła, cała lewa ręka była pokryta ranami, ignorowałam ból.

    – Liam, - wyszeptałam. - Liam! No dalej, nie rób mi tego, - Oczy Liama mrugnęły przy mojej twarzy, jego skóra była sina, a oczy ciemne.

    – Dlaczego...to się stało? - wyszeptał ochrypłym głosem. Zadrżał pod moim dotykiem, zimnym jak lód.

     Potrząsnęłam głową, - Nie mogłabym z-zostać w domu, w-wiedząc, że jeden z was jest tutaj, - wymamrotałam cichym głosem.

    – Co? - zmarszczył brwi, miał zmęczone oczy.

    – Ah, tak, - Lisa wyślizgnęła się z cienia, - Napisałam jakiś krótki liścik. Gdyby nie był dla mnie, nie byłoby mnie tutaj.

    – Zamknij się, Melissa, - chudy chłopak powiedział spokojnie.

     Przewróciła swoimi niebieskimi oczami, kładąc swój palec wzdłuż spustu swojego pistoleta. Zesztywniałam, czując że Liam zrobił to samo, stanęłam przed nim. Ból w mojej tali się nasilił, ale starałam się to ignorować. Liam spojrzał w dół na moją zakrwawioną rękę, marszcząc ponownie brwi.

    – Jesteś ranna, - odetchnął, kierując wzrok na moje rany.

    – Czy Ty sobie kurwa robisz ze mnie żarty? Właśnie zostałam dźgnięta! - płakałam.

    – Nie sądziłem, że tak to będzie wyglądać, - mężczyzna westchnął głęboko, szarpiąc jego głowę do mnie, - Lisa? Proszę daj Evelyn odpowiednie pozdrowienia. Lub lanie, nie obchodzi mnie to.

     Lisa uśmiechnęła się, poruszając się zbyt pewnie.

    –  To jest to po co tutaj przyszłam? - mruknęłam sarkastycznie, a Lisa zachichotała.

    –  Planowaliśmy kogoś zabić, więc tak naprawdę nie, - uśmiechnęła się ironicznie, po czym wyciągnęła coś z jej pistoletu, przekładając to. - Dlaczego więc, nie skończysz z tymi złymi chłopakami i nie pójdziesz własną drogą?

    –  W tym przypadku, bez wątpienia są jednymi z najgorszych, - syknęłam. To było głupie, ale mimo to powiedziałam prawdę.

     Położyłam lewą dłoń na kolanie Liama, wciąż obserwując Lise, dając mu znać, że nie chcę się ruszyć. To nie było takie proste.

    –  Byłaś tak blisko, - syknęła. - Biegłaś, ale postanowiłaś się odwrócić. Miałaś broń, ale nie pociągnęłaś za spust. Każda rozsądna osoba, by tego nie zrobiła i bam uratowałaś kilka osób od zabójstwa w przyszłości.
   
     Moja skóra bolała i krwawiła bezlitośnie, bez względu na to jak mocno dociskałam rany, nie potrafiłam zatrzymać krwawienia.

    –  Właśnie w tej chwili chronisz jednego z nich !  

     Przełknęłam moje poczucie winy, po czym się wyprostowałam.

     Ponownie pojawił się uśmiech na jej twarzy, pewniejszy niż dotychczas, a jej oczy chybotały się za mną. - To nie jest do końca pomoc, stojąc nad martwym ciałem.

     Moje serce kołatało w strachu, po czym szybko się odwróciłam. Głowa Liama opadła nieruchomo na bok, jak kamień, - Liam! - krzyknęłam, chwytając jego biceps. Krwawił bardzo mocno.

     Coś szorstkiego pojawiło się obok mojej głowy przed momentem wielkiego boom. Dym wydobywał się z jej pistoletu, miała ciemne oczy, - To nie jest dobry moment na to, - wystrzeliła za siebie, uśmiechając się maniakalnie.

     Coś huknęło nad głową, dwa razy głośniej niż sama broń Melissy, po czym gruz i pył spadł z sufitu, lądując w moich włosach, - Dywersant! - ktoś krzyknął słabym głosem. Kolejne solidne boom,  rozwaliło ścianę, wszystko wokół drżało. Kawałki betonu spadły z sufity, lądując na wszystkich z głuchym odgłosem. Owinęłam moje ręce wokół Liama, osłaniając go. Fragmenty i odłamki sufitu spadały na moje plecy, niektóre ostre zakończenia przekuwały moja skórę, ale nic więcej.

     Butelka z przeźroczystym płynem szybko kręciła się w pomieszczeniu. Bez zakrętki, wystawała z niej jakaś brudna szmata.

    –  Kurwa, - chudy mężczyzna zawył, inny damski głos piszczał cos w stylu ' przykryj to! ' w momencie kiedy pocisk wpadł do pokoju uderzając i rozbijając szklaną butelkę. Tak szybko jak błyskawica, płyn rozlał się na podłogę, po czym nastąpił gwałtowny podmuch gorąca. Syknęłam, mrużąc oczy, kiedy płonący ogień pojawił się tuż przede mną.

     Jedna z dziewczyn biegała bezradnie, krzycząc wysokim głosem, kiedy ciecz znalazła się na jej koszuli i spodniach, paląc jej skórę. Oddychała rozpaczliwym głosem, po czym rzuciła się na ziemię, jakby to miało ją uratować, nie ruszając się wcale. Silny mężczyzna uciekł z pokoju ratując swoje życie, a chudy chłopak wrzasnął do niego ' wracaj tu natychmiast' i 'zabierz dziewczynę '

     Ryknął w frustracji, kierując swój wzrok na mnie, w których odbijał się ogień. Nie uśmiechnął się, ani też nie był spokojny, co czyni go tysiąc bardziej przerażającym, po czym ruszył obchodząc ogień, żeby do mnie dotrzeć.

     Jęknęłam rozpaczliwie, niemal pewna, że dostanę zaraz atak paniki, odwróciłam się do Liama, który wciąż był słaby i bezradny. Skierowałam wzrok na ciało leżące na podłodze i pomyślałam o tym, jakie okropne to musi być, przyklęknęłam ' wciąż się paliła, zapach był tragiczny ' bez korzystania z moich rąk, szukała czegoś śmiertelnego. Odwróciłam się na moment; był bliżej, przyśpieszył, po czym uśmiechał się.

     Jeden pistolet leżał kilka centymetrów ode mnie, znajdował się pomiędzy nami. Zawahałam się, co zauważył, spojrzał na ziemię z determinacją.

     Odsunęłam się od martwego ciała, dusząc się i kaszląc przez dym. Oboje rzuciliśmy się natychmiast do broni. Moja ręka zacisnęła się wokół niej, kiedy upadłam na podłogę, ale mężczyzna kopnął w pistolet przez moją rękę. Upadła dwa metry dalej, chwyciłam swoją dłoń, przyciągając ją do piersi, czołgając się w kierunku broni. Poczułam straszliwy ból, kiedy mężczyzna kopnął mnie w biodro, zapłakałam, zwijając się z bólu. Rzucił się po broń, i chociaż tak bardzo chciałam się poddać, to kiedy ogniki pokryły znowu ściany, popędziły mnie, abym podniosła się w górę, zanim złapie broń.

     Serce prawie wyrwało mi się z piersi, zwalniając, kiedy poczułam ból. Wyobraziłam sobie, że ogień, dociera do Liama, walczyłam z pragnieniem, aby spojrzeć wstecz. Zamiast tego stanęłam na jednej nodze używając całej swojej siły i energii kopiąc mężczyznę w kolano z mojej drugiej nogi, kiedy się odwrócił, trzymając broń.

     Jego kości trzasły, przewracając się na bok z wrzaskiem, wciąż trzymając pistolet. Kość wystawała na zewnątrz, kiedy oparł się o ścianę, celując pistoletem we mnie. Uniknęłam pierwsze dwa strzały, po prostu schyliłam się, czując adrenalinę, to nie był odpowiedni czas, ale --nie potrafiłam się powstrzymać-- duma mnie rozpierała. Wtargnęłam się przed nim, łapiąc za jego nadgarstek, a drugą wyrywając broń. Zaryzykowałam popychając mężczyzną o ścianę, wciąż trzymając go, słysząc w uszach jego warczenie.

     Nie mógł mnie odepchnąć rękami, więc zadałam mu cios w brzuch z taką siłą, jaką tylko mogłam, przed oczami miałam obrazek noża wbijający się w skórę Liama, zadałam mu kolejny cios, aż jego uścisk się rozluźnił i upuścił pistolet, a tylko ja mogłam go złapać.

     Pistolet był ciężki i gładki, kiedy przystawiłam mu do prawej części głowy. Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, a potem zachichotał jak pijany człowiek, z wielkim przypływem śmiechu.

    –  Masz zamiar mnie zastrzelić? - zachichotał, - Ty, Evelyn jak brzmi do cholery twoje nazwisko, zastrzeliłaś kiedyś kogoś? To wszystko jest bardzo złe, mała dziewczynko.

    –  Wybrałaś złą stronę, - skinął na płonący obszar wokół niego. - Jesteśmy tylko grupą ludzi, którzy dosłownie zabijają przestępców. Jesteśmy ludźmi, którzy wiedzą i robią więcej niż powinniśmy, żeby rozwiązać ten świat, grożąc śmiertelnie gangom Harry'ego Styles'a, zanim zdołają zepsuć nasze umysły, przed wszystkimi.

    –  Czemu mi o tym mówisz? - zapytałam, okrążona ogniem. Strzelające deski z drewna, były poczerniałe i powoli opadały na ziemię.

    –  Ponieważ nie będziesz dłużej żyła, równie dobrze, mogę się mylić, - zanucił, - Głupie, wiem. Ale nie martw się, żadne z nas nie wyjdzie stąd żywe. Ja przynajmniej potrafię, w jakikolwiek sposób posługiwać się bronią w przeciwieństwie do ciebie, mała dziewczynko.

     Grałam w The Last of Us, oczywiście, że kurwa wiem jak.

     –  Nie jestem małą dziewczynką, - mruknęłam cichym, przerażającym głosem.

     Pociągnęłam za dźwignię, przeładowując broń, kładąc palec na spust wiedziałam, że to się nie może wydarzyć. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam kogoś zastrzelić. Nieważne, jak chory był ten człowiek nie wiedziałam o nim za wiele, nie potrafiłabym poradzić sobie z myślą, że ktoś mógłby umrzeć na moich rękach. Moje ręce zaczęły się trząść, a on znowu się roześmiał.

     –  Może mogę Ci w tym pomóc? - mruknął ledwie słyszalnym głosem, odsuwając się od ognia, który znajdował się tuż za nim. Z łatwością ignorował płomienie i ciepło, gdzie mnie zalewał pot spływający po mojej twarzy, aż po szyję. - Spróbujmy wywołać twój gniew, - powiedział, przysuwając się bliżej. Ruszyłam w przeciwnym kierunku, wciąż ściskając broń w żelaznym uścisku. Oboje nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Pokuśtykał łatwo ignorując złamaną kość.

     –  Nie odzywaj się, nie ruszaj się! - warknęłam, celując bronią w jego kierunku. Nawet nie drgnął. Nagle przyśpieszył i podbiegł do boku, tuż obok Liama.

     –  Trzymaj się od niego z daleka, wypierdalaj ! - krzyknęłam, trzymając pistolet, z ogromną wściekłością przeszywającą moją klatkę piersiową.

     Spojrzałam ostrożnie na Liama, wciąż był nieprzytomny, skierowałam wzrok na mężczyznę najbardziej surowym wyglądem jakim zdołałam radę. Podniósł leżący obok dziewczyny sztylet,  wciąż był pokryty krwią i przeprowadził końcówką noża wzdłuż szczęki Liama.

     Napięłam się i krzyknęłam na niego, żeby przestał.

     –  No śmiało, zastrzel mnie, albo zabije go z przyjemnością, - wyszeptał, a ogromny huk ognia pojawił się tuż za nim.

     –  Chcesz, żebym cię z-zastrzeliła? - mój głos się załamał.

     –  No, nie. Po prostu nie sądzę, żebyś to zrobiła, Evelyn, - powiedział, uśmiechając się szeroko. Ogień rozprzestrzenił się wszędzie, był tak wysoki, że sięgał sufitu, ale mężczyzna teraz nie skupiał się na tym. Nawet nie na mojej broni, a na Liamie, patrząc jak nóż zatapiałby się w skórze Liama, jakby było to jego największe pożądanie, - Nie potrafiłabyś być może zastrzelić mnie nawet teraz, i wiesz o tym.

     Trzymałam broń, kierując w niego , moje serce waliło jak oszalałe. Pot połyskiwał na jego twarzy, a ja byłam przekonana, że wyglądam jeszcze gorzej. Z jakiegoś powodu, presja wzięła górą, i coś mnie uderzyło, wiedząc Liama przywiązanego do pieprzonego krzesła z psychicznym, szurniętym, szalonym facetem stojący przy nim z nożem w ręce, spowodowało, że pociekły mi łzy. Mężczyzna uśmiechnął się zadowolony osiągając swój cel, po czym wymamrotał, - Zadziała, jeśli pociągniesz i boom, Evelyn.

     Zacisnął zęby, a potem, myśląc, że nie zauważyłam, schował nóz za plecami Liama, przenosząc lekko rękę, gotowy do wbicia ostrza.

     – Nie próbuj, - warknęłam.

     – Równie dobrze umiera zabójca, prawda? - zaśmiał się niekontrolowanie, - Jesteś w końcu z tym pogodzona.

     – Nie chcę tego robić, - wypaliłam.

     Zacisnął usta, a potem powiedział chrapliwym głosem, - Ja tak, - obrócił rękę do przodu.

     Mój palec zadrżał, zacisnęłam oczy, i coś zrobiło ogromny huk.

     Mój oddech przyśpieszył, jak tylko jest to możliwe, ręce mi drżały jak nigdy wcześniej. Zaryzykowałam otwierając lekko prawe oko.

     Krew była na całej ścianie, tuż za Liamem, spływając na podłogę. Szloch wydarł się z moich ust, kiedy zobaczyłam postać leżącą na podłodze, gwałtownie się jeszcze ruszając po czym stało się wiotkie. Zimne, martw oczy patrzyły na mnie.

     Zaszlochałam, czując jak coś powstaje mi w gardle. Łzy zaczęły spływać mi po twarzy, upuściłam broń na podłogę z głośnym trzaskiem.

     Padłam na kolana, słysząc czyjeś wołanie mojego imienia. Zignorowałam to, wciąż patrzyłam na moje ręce. Kaszlałam i dusiłam się z powodu dymu i łez, ból wciąż piekł jak cholera i przypomniałam sobie o Liamie, który siedział w kącie, nieprzytomny. Przyczołgałam się do niego.


         – Evelyn, - głos odezwał się w ciemności. Był kaszlący i rozpalony, - Evelyn!

     Ktoś chwycił mnie za ramiona, tym samym mnie przestraszając. Krzyknęłam i próbowałam sie wyrwać z ramion, które owinęły się wokół mnie i trzymały mnie mocno. Nie było więcej głosów i płaczu, prócz krzyku na mnie i krzyku mojego imienia. Osoba trzymająca mnie, wołała że mnie znalazła, trzymając mnie za nadgarstki w jednej ręce, dopóki się nie uspokoiłam. Dym palił moje oczy, dlatego miałam je zamknięte, koncentrując się na najmniejszych podpowiedziach; nawet przez dym, zapach wody kolońskiej z koszuli osoby, natychmiast mnie zrelaksował.

              – Harry? - mój głos był tak poszarpany i chrapliwy, bolało mnie kiedy mówiłam. Uciszył mnie, przytulając mnie do swojej piersi. Wsunął rękę pod moje nogi i wokół talii. Pisnęłam, kiedy dotknął moich ran. Nie zdawał sobie z tego sprawy, a mimo to przeniósł rękę na bok mojego brzucha i pociągnął mnie w górę.

     Nie pamiętam już nic poza tym.

jeśli przeczytałaś/eś, zostaw komentarz :)
_____________________________________
Czesc! O jezu opowiadanie wróciło, czujecie to samo co ja?! Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o tym FF :O Co do rozdziału :O OMG! Przez cały czas miałam ciarki, a wy? pamietajcie wracam to liczę też na was i waszą aktywność! 60 KOMENTARZY i wtedy next rozdzial! 

Po prostu czytasz = napisz swoje odczucia w komentarzu. 

Jesli macie jakieś pytania(Do FF) zapraszam na ASK BLOGA > KLIKNIJ!

Do tego chciałabym was zaprosić na moj kanał na YouTubie > kliknij i ZASUBSKRYBUJ! 

Obserwatorzy